Forum estetykologiczne

Subtelne forum pewnej boskiej klasy. :P

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2008-03-18 19:56:28

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Postanowiąłm jednak zmaieścić kawałek mojej ksiażki. Jest to pierwszy rozdział. w rzeczywistości jest ich juz dużó więcej, ale na razie starczy jeden, moze bęziecie się śmiać...
Treść uległa zmianie na temtykę zwyczajną z tej, której większosc z Was nie lubi... Wszelkie rozpowszechnianie tego, przenosznie poza forum grozi kara śmierci w moim wykonaniu, więc lepiej nie ryzykować. Jeśli ktos chce, niech czyta, a jak nie, to niech da sobie z tym spokój.
Zapomniałabym, nie ma cenzury....


Rozdział I

Niewinność. To cecha każdego człowieka. Rodzisz się czysty i niewinny. Dobry. Ale w życiu nadchodzi taki moment, w którym ta cecha zostaje Ci brutalnie odebrana. Zatracasz ją gdzieś pomiędzy kuszącym Cię postępem i przyjemnością, którą możesz z niego czerpać, a dławiącą Twój umysł ciekawością. Przestajesz być dzieckiem. I ta radość życia również z Ciebie ulatuje, jak resztki dymu ze zgaszonej świecy. Stałeś się dorosły. A tak chciałbyś odzyskać tą czystą jak kryształ niewinność, która oplatała kiedyś Twoje serce białym puchem. Czujesz dziurę w swojej duszy, ciemność wokół serca. Ta czystość nie powróci. Bo już nie umiesz jej przywrócić.



***

Dworzec Centralny w Warszawie. Tłum ludzi przepychający się wzajemnie. Wszyscy tacy obcy. Nikt tutaj się nie zna. Brak ciepłych słów, gestów. Niecierpliwość i złość odmalowana na twarzach. Bogaci biznesmeni, ściskający w rękach małe teczki. Atrakcyjne kobiety w szpilkach i eleganckich ciuchach. Niedbale ubrani, wciągacze heroiny z podkrążonymi oczami. Dworzec w Warszawie był jedynym miejscem w całym Hamburgu, na którym można było spotkać przedstawicieli każdej klasy społecznej. Nadzianych facetów, bogate kobiety, zwykłych urzędników, nauczycieli, sprzątaczki, dilerów, dziwki i bezdomnych. Wszyscy razem. Zmieszani ze sobą w wirze pośpiechu, nowoczesności i tętnu miasta. Dlaczego nikt się nie zatrzyma?



Wszyscy gdzieś się spieszą, tracą poczucie rzeczywistości w nieustającym biegu. Bez opamiętania. Bez przerwy na zaczerpnięcie oddechu. Dopiero kiedy ich ścieżka dobiega końca, zatrzymują się i starają się odpowiedzieć na najważniejsze pytania o ludzkim bycie. Myślą o sensie istnienia, kiedy ich gwiazda się wypala. Zatrzymani przed samą metą.

Widzisz to tak wyraźnie. Jesteś tylko elementem układanki, składającej się z tysięcy elementów. Dlaczego nie zdajesz sobie z tego sprawy? Dlaczego wciąż myślisz, że przypisana jest ci rola kogoś wielkiego? Dlaczego nie dostrzegasz swojej przeciętności? Jesteś jednym z wielu. Nie znaczysz nic.



Wmieszana w tłum, co chwilę popychana przez innego przechodnia, próbowałam wyplątać się z dworcowego rozgardiaszu. Na ramieniu miałam zawieszoną dużą torebkę, a drugą ręką ciągnęłam wielką czarną walizkę. W potężnym tłumie, nie mogłam odnaleźć drogi do normalnego świata ulic, domów i sklepów. Niczym się nie różniłam od setki ludzi obok mnie. Może tylko wspomnieniami i trawionym przez udrękę umysłem. Nie byłam lepsza. Nie byłam kimś. Przeciwnie. Czułam, jak marną i przeciętną jestem istotą wśród tego tłumu bogaczy.

- Może chcesz kupić trochę?

Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Ujrzałam jasnowłosego chłopaka, mniej więcej w moim wieku. Patrzył na mnie ciemnymi, pozbawionymi blasku oczyma, zapadniętymi głęboko w twarz o ciemnej cerze. Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej foliową torebkę z białym proszkiem.

- Nie, dzięki– odparłam, odwracając głowę.

- Nie masz forsy? Sprzedaję tanio... Tylko 15 euro, za taką torebeczkę.

- Mówiłam już, że nie chcę – powiedziałam ostro i szybko poszłam dalej.

Zmierzając ku wyjściu, zastanawiałam się czy wyglądam na narkomankę, skoro ten chłopak chciał mi wcisnąć na siłę tę truciznę. Właściwie wszystko mi jedno. Niech mnie biorą za kogo chcą. Wcale nie jestem lepsza od narkomanów.

Wreszcie znalazłam się na zewnątrz. Odetchnęłam zanieczyszczonym, warszawskim powietrzem i mocniej ścisnęłam rączkę walizki. Nikt na mnie nie czekał ani na dworcu, ani przed nim. Zawsze byłam zdana tylko na siebie, ale nie kryłam, że poczułabym się raźniej, gdyby jednak ktoś się o mnie zatroszczył.

Po chwili doszłam na przystanek autobusowy. Znalazłam właściwy numer MKS, który miał mnie zawieźć do celu. Po kilku minutach władowałam się do środka zatłoczonego autobusu. Stojąc w środku i opierając się o siedzenie, zajęte przez starszą kobietę, próbowałam uspokoić gonitwę myśli w mojej głowie. Tyle dręczących mnie pytań. Tyle niepewności. I strach przed nowym miejscem. Lecz najgorsza była świadomość, że byłam sama. Zupełnie sama. Nie miałam już nikogo na świecie. I ta okrutna prawda zabijała mnie od środka, szarpiąc moje serce i pozostawiając w jego wnętrzu coraz bardziej widoczne dziury.

Zmieniłam się. Bardzo. Stałam się twarda, niezależna, odważna i spokojna. Nie było we mnie ani krzty szczęścia czy dawnej wesołości. Smutek na stałe zagościł w moim sercu i odbierał mi najmniejsze poczucie nadziei na lepsze czasy. A przy tym zachowałam całą moją wrażliwość. Cechy, której w sobie nienawidziłam, a którą byłam hojnie obdarzona.

Wysiadłam z autobusu. Znalazłam się w dzielnicy, na obrzeżach miasta. Wszędzie widziałam duże, bogate, jednorodzinne domy z ogrodami. Podziwiając czystość, której tak brakowało u mnie w zatłoczonym Berlinie, zaczęłam iść wybrukowanym szarą kostką chodnikiem. Zerknęłam na tabliczkę z numerem, na najbliższym domu. 37. A więc jeszcze kilkanaście domów do 56. Ciężko było mi ciągnąć za sobą tak ciężką walizkę, ale jakoś sobie radziłam. Oglądałam piękne domy, które tak różniły się od szarych bloków na moim osiedlu.

Wreszcie stanęłam przed kremowym domem z brązowymi drzwiami i dachem w tym samym kolorze. Dookoła był piękny ogród z potężnymi wierzbami i  wysokimi tujami, a także różnokolorowe kwiaty. Poczułam ukłucie strachu w okolicach serca i ścisk w gardle. Bałam się. Potwornie się bałam. Nigdy mnie tu nie było, a rzekomego wujka widziałam parę razy w życiu i nie czułam ku niemu jakichś głębszych uczuć. Ale tylko on pozostał mi na świecie. Nie miałam się gdzie udać.

Zacisnęłam zęby i wzięłam kilka głębszych oddechów. Musiałam wziąć się w garść. Musiałam być twarda. Drżącą ręką nacisnęłam czerwony guzik i usłyszałam stłumiony gong wewnątrz domu. Po chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich wysoka, szczupła kobieta z krótkimi, blond włosami. Patrzyła na mnie dużymi, wyłupiastymi, błękitnymi oczami, a ja poczułam się niepewnie.

- Dzień dobry – odparłam nieśmiało. – Przyjechałam do wujka Henryka.

- Amelia? – zapytała kobieta wysokim głosem, nadal przyglądając mi się uważnie. Zdawałam sobie sprawę, że była żoną brata ojca mojej mamy, ale jakoś nie czułam między nami więzi rodzinnej, na tyle by nazwać ją ciocią.

- Tak – powiedziałam. – Miałam tu dzisiaj przyjechać z Berlina.

- Wiem, wiem – odparła. – Wchodź.

Weszłam za nią do środka. Znalazłam się w holu wyposażonym w wielkie schody.

- Helmut! Ta twoja Amelia przyjechała! Chodź tutaj!

Po chwili zobaczyłam wujka. Był to mężczyzna po czterdziestce, z lekka posiwiałymi włosami i mocno zarysowaną szczęką. Zaczął mi się uważnie przyglądać, a ja postanowiłam się przedstawić:

- Dzień dobry, wujku.

- Dzień dobry – odparł po chwili. – No więc musisz teraz u nas zamieszkać. Twoja mama nie miała gdzie cię upchnąć, więc padło na nas. Nie rozumiem dlaczego nie możesz mieszkać z ojcem.

Poczułam złość. Moja mama nie miała mnie gdzie upchnąć? Czy do niego w ogóle dotarło to, że od miesiąca ona nie żyje?

- Nie wiem, gdzie jest mój ojciec – odparłam drżącym głosem. Czułam potworny ból, gdzieś w środku i pieczenie oczu. Gdyby tylko mama nadal żyła... Nie musiałbym mieszkać u obcych ludzi, nie musiałbym czuć się najsamotniejszą istotą na ziemi.

- No tak, od początku wiedziałem, że z niego podejrzany typ, ale twoja matka była tak w niego zapatrzona. Zrobił bachora, posiedział jej trochę na głowie i gdzieś się ulotnił...

Miałam ochotę na niego krzyknąć. Rozpłakać się i dać upust wszystkim uczuciom. Jak on śmiał obrazić mamę? Czy nie zdawał sobie sprawy, że ten „bachor” właśnie przed nim stał?

- No dobra, chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju. My się spieszymy, jedziemy na imieniny do znajomych.

Podążyłam za nim po schodach, wlokąc za sobą ciężką walizkę.

- No chodź – odparł wujek, kiedy z trudem dopchałam bagaż na piętro. – To tutaj.

Wskazał na jakieś drzwi i po chwili znalazłam się w pomieszczeniu z białymi ścianami. Stało tam łóżko, kredens, komoda, szafa, stolik i dwa krzesła. Pokój wydawał mi się taki bezduszny, prosty i nijaki.

- Rozpakuj się i zajmij sobą. My wrócimy późno. Zabieramy ze sobą Thomasa.

Thomas był jego siedmioletnim synkiem. Dość późno zdecydowali się na rodzicielstwo, ale według statystyk wielu Niemców w ogóle nie decyduje się na dzieci. Po chwili już go nie było. Rzuciłam walizkę i torebkę na ziemię. Zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i zaczęłam uparcie wpatrywać się w zielony dywan, wyścielający podłogę. Miałam ochotę zasnąć i nigdy już się nie obudzić. Tak by nikomu nie sprawić kłopotu.

Nie widziałam już dalszego sensu w mojej egzystencji. Wujek i ciocia jakoś nie byli zbyt zadowoleni z perspektywy mojego mieszkania tutaj. Ale ja nie miałam gdzie się podziać. Co prawda mama miała brata, również w Hamburgu, ale powiedziała, że nie mogę u niego mieszkać. Kazała mi pojechać do wujka Helmuta. Najwyraźniej nikt mnie tu nie chciał.

Dlaczego nie podzieliłam losu mamy? Dlaczego również nie zachorowałam na raka? Odeszłybyśmy razem. Ominęłyby nas rozstania i we dwie powędrowałybyśmy do tego drugiego świata, gdzie żyje się po śmierci.

Nie przeżyłam jej śmierci jakoś szczególnie. Wiedziałam, że umrze już rok przed tym wydarzeniem. Całą rozpacz zdążyłam okazać jeszcze za jej życia. Po jej odejściu czułam tylko ogromną, beznadziejną pustkę, która pochłaniała mnie od środka. Żadne uczucia nie nawiedzały mojej duszy. Wszystko stało mi się obojętne. Całe moje życie i to co się ze mną stanie. Śmierć wydawała mi się tylko ucieczką w zapomnienie, słodkim snem, w którym nic złego wydarzyć się nie morze.

Gaśniesz. Zapominasz. Znikasz. Gnijesz. Umierasz.

Nie wierzysz w cud, zbawienne wydarzenie, które Cię uratuje.

Cudów nie ma. Jak nie ma nadziei w Twoim sercu.

Życie wydaje Ci się tylko przykrym obowiązkiem, do którego wszyscy zostaliśmy powołani.

Czy już nic nie da się zrobić? Czy naprawdę nikt nie może Cię uratować?

A może tylko udajesz? Może nie umiesz odnaleźć się w otaczającym Cię świecie? Może nikt jeszcze nie powiedział Ci jak żyć? Może jeszcze nie wszystko stracone?



***

Przycisnął do siebie szczupłe ciało dziewczyny siedzącej obok i delikatnie pocałował ją w szyję. Ta tylko zachichotała. Była naprawdę miłą i ładną dziewczyną. Te długie, do pasa, jasne włosy i piwne oczy. Szczupłe ciało o idealnych proporcjach. No, może nie idealnych, bo była trochę za chuda, ale nogi miała nieziemskie. Długie, zgrabne, w króciutkiej, dżinsowej spódniczce prezentowały się doskonale. Miała na imię Sylwia. Mogłaby być choćby Zytą. Nie wiele go to obchodziło.

Rozejrzał się po wnętrzu klubu w którym się znajdowali. Odgłosy głośnej muzyki, zagłuszały wszystkie rozmowy. Na parkiecie tłoczyło się mnóstwo ludzi, podskakując w rytm szybkich melodii. W powietrzu unosił się zapach dymu z papierosa, którego właśnie palił i woń jej ciężkich perfum. Kątem oka widział Tomka, który tańczył z jakąś ładną, szatynką. Taniec to chyba zbyt łagodne określenie dla czynności, którą wykonywało tych dwoje. Ręce Toma dotykały wszystkich części ciała dziewczyny, a oni sami przytuleni byli do siebie do granic możliwości. Uśmiechnął się lekko i znów skupił uwagę na siedzącej obok niego dziewczynie.

- Cholernie mi się podobasz – powiedział, całując ją namiętnie w usta i wkładając rękę pod jej bluzkę.

Odkąd stali się sławni, mógł sobie pozwolić na wszystko. Mieli sporo kasy, byli sławni, pożądani, piękni... A dziewczyny? Mieli ich na pęczki. Z tej perspektywy szczególnie cieszyli się on i Tom. Reszta jakoś nie czerpała przyjemności z posiadania panienek na jedną noc. On sam sądził, że skoro mają fanki, którym odpowiada taki układ, to dlaczego mają nie korzystać?



Sława, sława, sława. Czy te wszystkie dziewczyny zwróciłyby na nich uwagę, gdyby byli zwykłymi chłopakami? Nie piszczałyby na ich widok, nie marzyły skrycie, że kiedyś uda im się z nimi być. Na pewno nie zgodziłyby się na bycie dziewczyną na jedna noc.

Tracąc całą swoją godność dla chłopaka z okładki. Zadowalając się jedną wspólnie spędzoną nocą. Cierpiąc, bo on nie pokocha, mimo że oddały mu wszystko.

A on nie czuje wyrzutów sumienia. To jej się poszczęściło, to ją wybrał spośród innych dziewczyn. To chyba jasne, że nie mogą być razem na dłuższą metę. W końcu są sławni, ciągle w ruchu. Nie ma czasu na związki.

Szybki seks z ładną dziewczyną na rozładowanie napięcia. Super, nie?

Bo jesteś gwiazdą.



- Marcin! My wychodzimy! – usłyszał głos swojego przyjaciela, który obejmował przyklejoną do niego szatynkę.

- Ok, ok, - odparł Marcin. – A my tu jeszcze trochę zostaniemy, tak Stella?

Blondynka zachichotała głośno i przytuliła się do niego. Tomek wyszedł obejmując dziewczynę.

- Może napijesz się jeszcze jednego drinka? – zapytał chłopak.

Stella zgodziła się i po chwili przyszedł z baru z dwiema szklankami. Dziewczyna wypiła kolejnego drinka i ze śmiechem przyzwalała na pocałunki i coraz śmielsze pieszczoty.

Następny taniec i droga do toalety. Tam wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie. Jego sprawne ręce i jej przyspieszony oddech. Szybkie zdejmowanie niepotrzebnych części garderoby i urywane pocałunki. Coraz brutalniejsze pchnięcia i jej stłumiony krzyk. Szybko, sprawnie... i po sprawie. Ich historia się skończyła. 

A czy tym razem nie miałeś wyrzutów sumienia?

Wydaje Ci się to całkiem normalne.

Ten świat pełen jest seksu. Ty jesteś tylko korzystających z uciech facetem.

Brawo! Udało ci się oszukać samego siebie.

Bez miłości, bez zobowiązań. Na zdrowie!


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#2 2008-03-18 21:55:51

Harry

Administrator

Zarejestrowany: 2008-01-21
Posty: 486
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

fajneee
  weś dopisz dalej !

Wciąga jak matrix

Offline

 

#3 2008-03-19 00:39:52

Eneinara

Moderator- Kobieta Pracująco-sprzątająca =)

8095064
Call me!
Skąd: Chardzuffk :)
Zarejestrowany: 2008-01-20
Posty: 718
Punktów :   
Jak bardzo jestem świrusem?: Niewątpliwie bardzo bardzo
Uroczyście przyżekam być wiernym zasadom forum:: Na Dumę i własną Nogę... :)

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

ZAJEBIASZCZEEEEEEEE !!!! Chce wiecej
Tylko heroiny sie nie wciaga...
Erotyczne takie opowiadanko Superrrrr


Don't give up on the dream
Don't give up on the wanting

Because I want you too 

Offline

 

#4 2008-03-20 13:29:56

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Cieszę się, że Wams ię choc troche podobało...
a na narkotykach sie nie znam. Nigdy nie próbowałam i nie zamierzam nigdy.


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#5 2008-03-20 13:43:39

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Rozdział drugi (jeśli chcecie...)

- Tadzio, to są ważne dokumenty tatusia. Zostaw je w spokoju!

Stałam przed zmywarką, czekając aż te głupie naczynia wreszcie się umyją, jednocześnie przyglądając się Annie i Tadziowi. Kobieta siedziała przed telewizorem, zapatrzona w kolejny odcinek jakiegoś tasiemcowatego serialu, a dziecko robiło bałagan w szufladzie z dokumentami.

- Ja chcę się pobawić! – zawołał Tadzio.

- To idź się pobawić w swoim pokoju tym nowym samochodem – odparła Anna, nie odrywając wzroku od telewizora. Przyglądałam jej się przez chwilę z uwagą. Była elegancka, nawet w sobotnie popołudnie, kiedy siedziała przed telewizorem. Starannie ubrana, umalowana, uczesana.

- Ale ja nie chcę się sam bawić! Chodź ze mną!

- Tadzio, jestem zmęczona...

- Nie jesteś! Pobaw się ze mną! – krzyczał chłopiec.

- Amelio idź się z nim pobaw. Pośpiesz się z tymi naczyniami! Ile można je myć? – zapytała z wyrzutem.

- Przecież myją się w zmywarce – odburknęłam.

W końcu naczynia były już umyte i tylko je wyjęłam. Thomas ciągle mnie ponaglał, żebym się z nim pobawiła. Zrezygnowana poszłam za nim na górę po schodach. Choć od mojego przyjazdu tutaj minął już tydzień nadal czułam się bardzo nieswojo. Byłam tu zwykłym intruzem. Wujek i ciocia dawali mi do zrozumienia, że tyko im przeszkadzam. Zwykle cały dzień spędzałam w swoim pokoju, albo szwędałam się po okolicy. Anna nakazywała mi wykonywanie rożnych prac, które pokornie wykonywałam. Najchętniej uciekłabym stąd jak najdalej by nie patrzeć na ich twarze, na których widziałam tylko niechęć. Wiem, że chętnie by się mnie stąd pozbyli.

Następna godzinę spędziłam na zabawie z Tadziem samochodami i klockami. To dziecko było rozpieszczone do granic możliwości.

- Masz jeździć tym samochodem, a ja będę jeździł ciężarówką.

- Pobaw się trochę sam. Ja pójdę na dół – odparłam, znudzona całą zabawą.

- Ale wróć szybko!

Dotknęłam metalowej klamki i zamknęłam za sobą drzwi. Powoli podeszłam w stronę schodów. Jeden drewniany stopień. Drugi. Trzeci. Nagle usłyszałam jakieś głosy z dołu, należące do wujka i cioci. Zeszłam jeszcze kilka stopni w dół i nagle usłyszałam swoje imię. Ułożyłam dłoń na poręczy, marszcząc oczy i łudząc się, że to w jakimś stopniu pomoże mi zrozumieć wypowiadane słowa.

- Henryk, ona jest dla nas tylko problemem. Dlaczego zgodziłeś się ją wziąć do nas? Nie ma innej rodziny?

- Ma, ale Krystyna wyraźnie chciała by zamieszkała z nami.

- Przecież ma ojca, nie rozumiem dlaczego nie mieszka z nim.

- Zostawił je i Krystyna nie miała pojęcia gdzie się podziewa.

- No i przez to ona musi mieszkać u nas. Darmozjad.

Zacisnęłam mocniej pięść i zeszłam jeszcze dwa stopnie niżej.

- No ale co możemy zrobić? Przecież nie wyrzucimy jej z domu – odparł wujek.

- Przecież ma już 18 lat! Może radzić sobie sama. Skończyła już liceum, więc znalazłaby się dla niej jakaś praca.

- No w sumie masz  rację. Jest pełnoletnia, więc może sama się utrzymywać.

Rozmowa ucichła, usłyszałam brzdęk naczyń i odgłos odsuwanego krzesła. Mówili o mnie jakbym była kimś wstrętnym, okropnym, sprawiającym wyłącznie problemy. Obciągnęłam rękaw bluzki i odetchnęłam głęboko. Usłyszałam zbliżające się kroki, więc szybko wróciłam na górę. Nie poszłam do Thomasa, tylko do swojego pokoju. Właściwie nie mogłam nazwać go swoim, tym bardziej, że w ogóle mi się nie należał. Jeszcze wyraźniej zrozumiałam, że nikt mnie tu nie chciał i bardzo chętnie by się mnie stąd pozbyli. Okrutne słowa ciotki jakoś nie wywarły na mnie szczególnego wrażenia. Wszystko po mnie spłynęło. Przyzwyczaiłam się już do tego, że nie wszyscy darzyli mnie sympatią. Właściwie co im po nastoletniej dziewczynie, której nie da się już wychować i nie przynosi żadnego pożytku. Czułam złość na nich, ale im się nie dziwiłam. Zrozumiałam, że jak najszybciej muszę się stąd wynieść. Nie ważne gdzie. A może uda mi się odnaleźć ojca?

Prawie go nie pamiętałam. Odszedł gdy miałam zaledwie siedem lat. Nigdy nie wiedziałam dlaczego to zrobił. Mama nigdy nie poczuła obowiązku wytłumaczenia mi tego. Odtąd byłam tylko ja i ona. Mama wiecznie zapracowana, wracająca późno, nie mająca nigdy czasu na zwyczajna rozmowę. Tęskniłam za tatą. Całe moje dzieciństwo spędziłam na marzeniach, że pewnego dnia on powróci i zabierze mnie gdzieś daleko, gdzie będziemy oboje szczęśliwi. Nigdy nie byłam na niego wściekła, nigdy nie czułam złości za to, że odszedł. O wszystko obwiniałam mamę. Sądziłam, że odszedł przez nią. Zawsze była taka poważna, zapracowana, często się złościła. Pewnie nie mógł z nią dłużej wytrzymać. Znalazł sobie miłą, piękną, dobrą żonę. A kiedyś przyjdzie po mnie i zamieszkamy razem. Ja, tata i nowa, dobra mama.

Teraz wstydziłam się tych myśli, ale jako dziecko tak właśnie myślałam. Tata zawsze był dla mnie kimś wielkim, nieosiągalnym, dobrym. A mama była smutną codziennością.



Wiosenne popołudnie. Wszędzie ciepło, zielono i wesoło. Chodnikiem, z tornistrem na plecach i workiem w ręce szłam ja. Uśmiechnięta, z różowymi rumieńcami na policzkach, w błękitnej bluzeczce i nowej, różowej spódniczce, która już nie wyglądała na nową, cała w brązowych plamach. Właśnie wracałam ze szkoły, chodziłam wtedy, bodajże, do drugiej klasy. Asia, moja przyjaciółka, zaprosiła mnie jeszcze do domu, żebym zobaczyła jej nowego pieska, którego dostała na urodziny. Wstąpiłam do niej z ochotą. Pobawiłyśmy się z ślicznym szczeniaczkiem, rozmawiając o głupotach. Wreszcie przypomniałam sobie, że w domu czeka na mnie mama. Szybko pożegnałam się z pieskiem i Asią i podreptałam do domu.

Chciałam opowiedzieć mamie o szóstce z polskiego, rozbitym na w-fie kolanie i kochanym piesku Asi. Myślałam też, że może mama zgodzi się na takiego pieska. Będę go kochała, chodziła z nim na spacery, przytulała i śpiewała piosenki. Byłam tak szczęśliwa jakby ten piesek był mi już obiecany.

W domu przywitała mnie mama. Miała na sobie fartuch, pewnie gotowała obiad. Na jej twarzy zauważyłam grymas złości i zaciśnięte usta.

- Gdzie ty się podziewałaś tyle czasu? Wiesz która godzina? Powinnaś być w domu już godzinę temu!

- Byłam u Asi! – zawołałam z entuzjazmem. – Ma takiego małego, ślicznego pieska!

- Czy nie mówiłam ci, że po szkole masz wracać prosto do domu?! Nie wiesz jak się o ciebie martwiłam?!

- Ale Asia chciała mi pokazać swojego pieska! – powiedziałam.

Nie dostrzegałam w sobie żądnej winy. Nie miałam pojęcia dlaczego mama się złościła. Przecież poszłam do Anji tylko na chwilę, żeby zobaczyć pieska!

- I coś ty zrobiła ze spódniczką?! Nowa spódniczka! Wiesz ile na nią wydałam pieniędzy?! Te plamy się nie spiorą! Zdejmij buty i tornister i wejdź do kuchni!

Pospiesznie wykonałam polecenia mamy, nie mając dobrych przeczuć. Powoli weszłam do kuchni. Mama stała na środku pomieszczenia z paskiem w ręce.

- Nie! Tylko nie pasek! – zawołałam ze łzami w oczach.

- Muszę ci wbić do głowy, żebyś nigdy się nie spóźniała i nie brudziła nowych ubrań!

Chciałam uciec z pomieszczenia, lecz mama złapała mnie za ramię, a drugą ręka zaczęła bić. Przestałam się wyrywać. Mama rytmicznie uderzała mnie paskiem, krzycząc jednocześnie.

Nie krzyczałam, nie wrzeszczałam, nie prosiłam, „nie bij mnie, mamo”. Tylko płakałam po cichutku, jak najciszej się dało. Już wtedy nie lubiłam okazywać negatywnych uczuć w czyjejś obecności. Zacisnęłam zęby z całej siły. Po chwili zaczęłam wymiotować. Mama przestała mnie bić i zaczęła płakać. Pobiegła do łazienki, przyniosła miskę z wodą i ścierkę. Kazała mi posprzątać. Zaczęłam wycierać podłogę, ale nie mogłam sobie poradzić z wyciśnięciem dużej ścierki. Łzy skapywały mi na podłogę, mama też płakała. Widząc moja nieporadność odtrąciła mnie i sama wytarła podłogę.

A ja stałam na środku kuchni. Piesek, złość na twarzy mamy i latający w powietrzu pasek migały mi przed oczami. Znowu zrobiło mi się niedobrze i ciemno przed oczami.

Mama skończyła sprzątać, zapaliła papierosa i usiadła przy stole.

- Podejdź i przeproś mnie – powiedziała rozkazującym tonem.

Nie ruszyłam się, wbijając wzrok w podłogę.

- Podejdź – powtórzyła głośniej. – Powiedz mamie, że ją kochasz i już będziesz grzeczna, nie będziesz się spóźniała do domu i brudziła nowych ubrań.

Podeszłam do niej.

- Kocham Ciebie, mamo – powiedziałam i pocałowałam ją w rękę.

I wtedy chyba po raz pierwszy pomyślałam, że kiedyś ją zabiję. Jak będę duża.



Ale to nie ja ją zabiłam. Sama umarła. I choć diagnoza lekarska, stwierdzająca raka trzustki była nieomylna, nie mogłam odgonić od siebie myśli, że to w pewnym stopniu moja wina. Pamiętam jak leżała w szpitalnym łóżku, całkowicie wypruta z sił. Chyba wtedy poczułam w sobie nienawiść. Nienawiść do samej siebie.

***

Dookoła światła, pełno ludzi kręciło się koło nich. Podbiegła do nich jeszcze jakaś kobieta i zaczęła coś gorliwie tłumaczyć. Nie słuchał jej. Przecież wiedział co ma mówić. Co ona tam może wiedzieć? W końcu to on był tu i teraz gwiazdą. Spojrzał na siedzącą naprzeciwko niego spikerkę. Ubrana była w czerwony, dopasowany kostium, a długie jasne włosy spadały jej na ramiona. Zgrabnie ułożyła nogi i strzepała niewidzialne pyłki ze swojego olśniewającego żakietu. Zmrużył oczy przyglądając się jej się z miną konesera. Była bardzo atrakcyjna, choć starsza co najmniej sześć lat.

- Gotowi chłopcy? – zapytała uśmiechając się do nich.

- Jasne – odparł Bartek.

– No to wchodzimy! – zawołała.

Zauważył jak kilka kamer kieruje się w ich stronę. Uśmiechnął się szeroko. Wchodzili na wizję.

- Witam wszystkich w kolejnym odcinku naszego programu – powiedziała spikerka, uśmiechając się do kamery. – Jestem tu dzisiaj z sześcioma chłopakami. Mieszkają w Warszawie, grają ostra muzykę i już zdążyli zdobyć wielu fanów. Są gotowi pobić sukces wszystkich polskich zespołów i stać się zespołem na miarę światowych grup rockowych. Czy im to się uda? Nie wiemy. Ale za to chłopcy mogą nam zdradzić kilka swoich sekretów. Jak czujecie jako osoby sławne, rozpoznawane na ulicach?

Standarówka. Zawsze ich o to pytają. Zawsze pytają tak wszystkie młode zespoły.

- Sława wcale nas nie zmieniła. Jesteśmy takimi samymi facetami, jakimi byliśmy rok temu. Po prostu kochamy muzykę, a sława jest nieodłącznym momentem spełnienia muzycznego,  bo wiemy, że innym nasza muzyka się podoba, słuchają jej i utożsamiają się z naszymi tekstami – powiedział Tom żywo, uśmiechając się do kamery.

Sława bardzo mnie zmieniła. Nie jestem już tym zwyczajnym kolesiem, z którym nikt się nie liczył. Stałem się bardziej pewny siebie, zrozumiałem co daje mi popularność. Wiem, że jestem lepszy. Bo to mnie się udało.

- Kto był założycielem zespołu?

- Ja i Bartek  – powiedział Tomek – Ja i Bartek, jako dzieci, razem uczyliśmy się grać na keyboardzie.

- Haha... wytrzymałem dwa tygodnie. To było nudne! – zawołał Bartek. – Wolałem pisać teksty i potem je rymować.

- Fakt, Bartek był stworzony do śpiewania. Ja nauczyłem się tez grać na gitarze. Potem spotkaliśmy Marcina i wpadliśmy na pomysł by założyć własny zespół. Maćka znaleźliśmy szybko. Obaj są bardzo utalentowanymi muzykami.

To dzięki  mnie powstał ten zespół. To ja nauczyłem się grać na gitarze i pianinie. To była moja inicjatywa. To ja znalazłem resztę chłopaków. Wszystkiego sam dokonałem.

- Kto jest liderem zespołu? – zapytała spikerka.

- Panuje demokracja – zaśmiał się Tomek. – Wspólnie decydujemy o wszystkim co dotyczy zespołu. Piszemy teksty, udzielamy wywiadów. Nie ma nikogo najważniejszego. Myślę, że taki układ w zespole jest najlepszy. Przecież zespół składa się z sześciu członków, gdyby któregoś z nich zabrakło, to nie byłoby już naszego zespołu. Każdy robi tu określoną rzecz, więc każdy ma prawo decydowania o zespole.

To ja jestem liderem. To ja męczyłem się nocami by ułożyć melodię, która pasowałaby do tekstów, które w większej mierze sam pisałem. To ja lubię udzielać się w wywiadach. To ja lubię być w centrum uwagi. Czyż nie powinienem być liderem? Ja robię tu najwięcej.

- A co z waszymi fanami? Lubicie się z nimi spotykać i rozdawać autografy?

- Fani są nieodłącznym elementem naszego zespołu. Bez nich nie byłoby naszego zespołu. Kochamy ich cieszymy się, że podoba im się nasza muzyka. Gdyby to było możliwe pogadalibyśmy ze wszystkimi i odpisali na wszystkie listy.

Każdy dobry zespół ma swoich fanów. Wiemy, że nas uwielbiają. Chcieliby być tacy jak my. Nie każdego spotyka takie szczęście. Fani nic o nas nie wiedzą. Wieżą w nas wizerunek kreowany przez media. Ale każdy z nich żyje w przekonaniu, że nas zna. Co za bzdura!

- Większość waszych fanów to dziewczyny. Co myślicie o seksie z groupies?

- Szanujemy dziewczyny. To nie sztuka przespać się z dziewczyną, której podobasz się za to, że jesteś sławny. Nie traktujemy dziewczyny jak przedmioty. Wolimy mieć prawdziwe dziewczyny, które kochamy. Ale na razie nie mamy czasu na trwałe związki. Wciąż czekamy na te wymarzone dziewczyny, w których zakochamy się bez pamięci.

Seks z groupies? To przywilej gwiazd. Cóż, wiele dziewczyn chciałoby się ze mną przespać. Miałem już tyle dziewczyn na jedną noc. Nie pamiętam wszystkich imion, twarzy. Kiedy jest okazja, korzystam. Nic tak nie odpręża po koncercie jak seks z ładną dziewczyną.

- A więc żaden z was nie ma jeszcze dziewczyny? – zapytała spikerka podejrzliwie.

- Hm... na razie nie mamy czasu na dziewczyny. Za bardzo pochłonęła nas muzyka. Ja wciąż czekam na taką dziewczynę, która rzuci mnie na kolana.

Po co mi jedna, stała dziewczyna skoro mogę mieć ich na pęczki? Miałbym z nią tylko kłopot. A tak mogę bezkarnie spotykać się z inną dziewczyną kiedy tyko mam na to ochotę.

- Widzę, że jesteś romantykiem, Tom.

- Może – zaśmiał się. Sztucznie lecz inni widzieli w tym słodki uśmiech romantyka. – Pisze teksty piosenek, gram na pianinie i gitarze, czekam na tę jedną jedyną... a więc może i jestem.

Ja i romantyk? Dobre sobie! Nie lubię komedii romantycznych, nie wzruszam się, nigdy nie płaczę. Ale cóż, dobrze uchodzić za niewinnego, nieśmiałego romantyka.

Jeszcze kilka pytań. Błysk świateł. Ostatnie ujęcie kamery. Pożegnanie z fanami. To koniec wywiadu.

Wreszcie możesz zrzucić maskę.

Możesz być sobą.

Zimnym, cynicznym egoistą bez skrupułów.

Smutnie nie?

To, że taki się stałeś.

Sława robi swoje.

Ale przecież za chwilę znów włożysz maskę.

Nie martw się. Znów będziesz ideałem każdej dziewczyny.


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#6 2008-03-21 11:59:14

Harry

Administrator

Zarejestrowany: 2008-01-21
Posty: 486
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

też dobree
słodyczy!

Offline

 

#7 2008-03-21 12:32:35

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Dzięki! Troche głupie.
jakie słodycze?


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#8 2008-03-22 03:18:38

Eneinara

Moderator- Kobieta Pracująco-sprzątająca =)

8095064
Call me!
Skąd: Chardzuffk :)
Zarejestrowany: 2008-01-20
Posty: 718
Punktów :   
Jak bardzo jestem świrusem?: Niewątpliwie bardzo bardzo
Uroczyście przyżekam być wiernym zasadom forum:: Na Dumę i własną Nogę... :)

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Nie jest glupie... Pieprzysz


Don't give up on the dream
Don't give up on the wanting

Because I want you too 

Offline

 

#9 2008-03-22 12:49:33

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

No może nie jest zbyt głupie, ale mądre na pewno nie jest.


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#10 2008-03-22 16:14:48

Eneinara

Moderator- Kobieta Pracująco-sprzątająca =)

8095064
Call me!
Skąd: Chardzuffk :)
Zarejestrowany: 2008-01-20
Posty: 718
Punktów :   
Jak bardzo jestem świrusem?: Niewątpliwie bardzo bardzo
Uroczyście przyżekam być wiernym zasadom forum:: Na Dumę i własną Nogę... :)

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Fajnie piszesz i fajnie ze pozmienialas imiona


Don't give up on the dream
Don't give up on the wanting

Because I want you too 

Offline

 

#11 2008-03-22 20:40:08

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Specjalnie pozmieniałam. Na pierwsze co mi do głowy poprzychodziły. I przeniosłam akcje z Magdeburga i Loitsche do Warszawy:PP


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#12 2008-03-25 12:47:44

Eneinara

Moderator- Kobieta Pracująco-sprzątająca =)

8095064
Call me!
Skąd: Chardzuffk :)
Zarejestrowany: 2008-01-20
Posty: 718
Punktów :   
Jak bardzo jestem świrusem?: Niewątpliwie bardzo bardzo
Uroczyście przyżekam być wiernym zasadom forum:: Na Dumę i własną Nogę... :)

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

No to gites...
Ej czemu ja mam tylko 2 punkty?


Don't give up on the dream
Don't give up on the wanting

Because I want you too 

Offline

 

#13 2008-03-31 18:48:13

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Juz masz trzy:))


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

#14 2008-04-01 00:36:17

Eneinara

Moderator- Kobieta Pracująco-sprzątająca =)

8095064
Call me!
Skąd: Chardzuffk :)
Zarejestrowany: 2008-01-20
Posty: 718
Punktów :   
Jak bardzo jestem świrusem?: Niewątpliwie bardzo bardzo
Uroczyście przyżekam być wiernym zasadom forum:: Na Dumę i własną Nogę... :)

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Dziekuje... Zrobie Ci dobrze w szkole za to


Don't give up on the dream
Don't give up on the wanting

Because I want you too 

Offline

 

#15 2008-04-04 21:30:07

Inka

Moderator

Zarejestrowany: 2008-01-22
Posty: 260
Punktów :   

Re: Moja książka:P (narazie bez tytułu)

Łał... super! Nie moge się doczekać! Z radości dodam jeszcze jeden!


Your promises
They look like lies
Your honesty's
Like a back that hide

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.shinobi-world.pun.pl www.forumijmuiden.pun.pl www.pracownicymzk.pun.pl www.wsap.pun.pl www.nicniewiadomo.pun.pl